Kiedy w 2017 roku podjąłem się wyzwania, jakim jest zdanie matury z języka obcego, którego uczyłem się sam i w szkole językowej, wiedziałem, że chcę studiować filologię włoską. Nie wiedziałem jeszcze tylko gdzie i kiedy. Zleciały trzy długie lata i się udało. Oto jestem studentem filologii na warszawskiej prywatnej uczelni. Gdzie? We Wszechnicy Polskiej.
Ileż to ja się nasłuchałem o tej uczelni, że to szkółka niedzielna, że to uczelnia, na której nauczanie jest kpiną i śmiechem, że obiecują zajęcia w Pałacu Kultury i Nauki, a zajęcia summa summarum są na jakimś warszawskim zadupiu (sorry, za słowo, no ale przecież i tak wszyscy je znamy, są gorsze, nieprawdaż?). Jeśli ktoś nie wie, a ma takie prawo przecież, to już spieszę wyjaśnić, że szkoła ma siedzibę w PKiNie oraz przy ulicy Karmelickiej w Warszawie. No, ale wracając do komentarzy, to usłyszałem jeszcze, że ta „szkółka w Warszawie nie jest brana na poważnie”. Czytałem także, że mam zbyt idealistyczne podejście do studiowania, a wiedzy tam nie zdobędę jak na publicznej italianistyce. Do tego milion pytań dlaczego WP, a nie SWPS. Odpowiedź jest dość prosta, a w sumie nawet dwie odpowiedzi. Pierwsza z nich „bo tak zadecydowałem”, a druga „bo nie stać mnie na SWPS”. Z jakimi jeszcze zarzutami się spotkałem? Ciekawe też były komentarze w stylu „nie studiuję tam, ale wypowiem się”. Ech… Aha, z ubogim programem nauczania. No cóż, każda uczelnia ma swoją specyfikę, swój program nauczania. Inny nie oznacza, że jest gorszy. Akurat mnie kompletnie pasuje taki program. Zresztą przypominam, że studiuję zaocznie, więc ileż to przedmiotów/zajęć można wkleić w jeden weekend? No ile? Ok, usłyszałem, że na innych uczelniach się udaje. No ok, udaje, ale co z tego? Z jaką to korzyścią? Przeładować materiałem zawsze można. Zresztą te przedmioty i ich liczba doskonale mi pasuje. Cztery czy pięć przedmiotów w niedzielę na serio całkowicie wystarczy.
No właśnie, zapytacie: „W niedzielę? A co z sobotą?”. A z sobotą proszę Szanownego Państwa, jest niezła zabawa, bo mam całą sobotę, a dokładnie 5 godzin, wypełnionych samym językiem włoskim. Tylko ja (grupa) i włoski. Powiem więcej, dołożony mamy piątek, tak, piątek. W piątek mamy 2,5 godziny drugiego języka obcego. W moim przypadku, jak nie trudno się domyślić, jest język hiszpański. OD 17:30 do 20:00 (a ostatnio nawet do 20:50) mamy lektorat języka hiszpańskiego. Wiecie, ile to jest wiedzy gramatycznej w takim czasie, a ile słownictwa? Łooo, lepiej nie pytać.
No dobrze, ale po kolei.
Zajęcia zostały zaplanowane w reżimie sanitarnym, czyli sobota zjazd na uczelni, niedziela on-line’owo. No i super, odpowiadało mi to zupełnie. Wiadomo, jaką mamy sytuację w Polsce, więc nie ma co włosów z głowy drzeć, że płacę kasę i trzeba uczyć się zdalnie. No pół świata tak się uczy i pracuje, więc po co bić pianę. Okazało się, że zajęcia miały być przy ul. Karmelickiej. I co? Zmiana planu, zajęcia na 8. piętrze w Pałacu Kultury i Nauki. Ha! No, teraz wiadomo, wszystko zdalnie.
Na „szkoleniu” z platformy, na której odbywają się zajęcia on-line’owe, poznałem dziewczynę z filologii włoskiej. Umówiliśmy się przed budynkiem i razem pojechaliśmy na zajęcia. Tam okazało się, że dołączyła do nas jeszcze jedna dziewczyna, a później kolejna i tak w czwórkę siedzieliśmy w ławce w auli. Czwórka nie do ruszenia, hehe. Nie no, żartuję, ale faktem jest, że rzadko się zdarza, żeby taka paczka powstała na pierwszych zajęciach. Udało się. Edyta, Klaudia, Milena i ja. Lewa strona auli, to my! Fajnie mieć fajnych ludzi koło siebie na fajnych studiach. W trakcie drugiego zjazdu do naszej paczki dołączył Maciej, który przeszedł pozytywnie „rekrutację” i jednogłośnie został przyjęty do naszej paczki. No dobra, słowo „rekrutacja” brzmi dziwnie, ale serio, cała nasza paczucha stwierdziła, że nada się chłopak do naszej Loży. I tak oto Maciej jest piątym muszkieterem.
Pierwsze zajęcia na tej uczelni odbyły się z hiszpańskiego dzień wcześniej na platformie on-line’owo, ale pierwsze na żywo z włoskiego w sobotę. Co będzie? Czy dam radę? Będę wiedział, co do mnie mówią? Czy sam otworzę gębę? Targały mną różne, przeróżne emocje. Wiecie, jak to jest, coś nowego, nieznanego. Nuta adrenaliny i strachu. Możecie się śmiać, ale ja tak mam. No, ale pierwsze zajęcia z Panem od włoskiego okazały się fantastyczne, bardzo dobre podejście do ludzi, do tematu, do sprawy. Zajęcia upłynęły tak szybko, że nie wiadomo kiedy, a był już koniec. Pierwszy rok ktoś powie, to przecież prościzna. Ekhm…tak, na roku zerowym prościzna, na pierwszym roku idziemy z grubej rury. Pakietem startowym jest znajomość presente, passato prossimo, imperfetto, futuro semplice i pronomi diretti i indiretti. Sami widzicie więc, że to już dość zaawansowany materiał. Nie ma zabawy, obijania się.
Niejedna osoba pytała mnie czy „nie nudzisz się na zajęciach z włoskiego? Przecież znasz włoski!”. No powiem Wam, że nie, nie nudzę się. Uczę się wielu nowych rzeczy. Nie pozjadałem rozumów wszystkich, to, że mam styczność na co dzień z językiem, nie oznacza, że wiem wszystko i jestem chodzącą encyklopedią. Wiele rzeczy porządkuję sobie w głowie, wiele wyjaśniam, wiele przypominam. Owszem, znajomość zagadnienia pomaga mi, ale nie oznacza to, że wiem wszystko i nic nie robię na zajęciach, wręcz przeciwnie, pracuję na zajęciach, jak bym poznawał temat na nowo. Zresztą każdy lektor, który uczy w szkole, powinien cały czas zgłębiać wiedzę. Nigdy nie posiądzie jej całej, nigdy nie nauczy się języka na 100%. I ja także, wiem wiele, ale zawsze mogę wiedzieć jeszcze więcej.
Język włoski podzielony jest na kilka modułów. Czytanie i pisanie, gramatyka, słuchanie i mówienie oraz wymowa. Każdy moduł jest bardzo jasno wyłożony, bardzo dużo wiedzy, słówek, zwrotów, zadań z gramatyki. A prace domowe? A i owszem, są. Mamy co robić w domu. Nauka na filologii to jednak w większości nauka własna i w domu warto poświęcić sporo czasu na ćwiczenie tychże kompetencji. Samo się nie nauczy, nie przećwiczy i nie zda.
Wstęp do językoznawstwa. Jedni kochają, inni nie. Ja jestem niestety z tych, co nie przepadają za tym przedmiotem. Ci, którzy obserwują mój Instagram wiedzą o tym, że nie jestem fanem językoznawstwa. Może wynika to ze sposobu podania tematu. Sytuacja pandemiczna w Polsce sprawiła, że akurat ten przedmiot jak i inne wszystkie (oprócz włoskiego) mamy albo w czasie rzeczywistym, albo e-learningowo. Materiał na językoznawstwo jest trudne. Słownictwo, pojęcia…to totalna nowość. Zostaliśmy rzuceni na głęboką wodę z tym językoznawstwem. Nie pokochałem przedmiotu, ale temat sam w sobie jest ciekawy i czytając, wyciągam dla siebie jak najwięcej korzyści i rzeczy użytkowych, które mogę zastosować na moich zajęciach z moimi uczniami. Powoli to się udaje. Tak więc nie skreślam tego przedmiotu. Wiem, że wrócę do tych tematów po studiach, a w każdym razie po zdanym (mam nadzieję) egzaminie. Językoznawstwo to przecież rama studiów filologicznych.
Wstęp do kulturoznawstwa. Jeśli ktoś kiedyś oglądał programy Tony’ego Halika i Elżbiety Dzikowskiej „Pieprz i wanilia”, to właśnie w takim klimacie utrzymany jest ten przedmiot. Pani doktor opowiada o tematach kulturowych tak bardzo ciekawie, że chce się jej słuchać i słuchać, czas leci bardzo szybko. Do tego zajęcia nie są czystym 100% wykładem, jest interakcja między wykładowcą a nami, studentami. Rzucane są w naszą stronę bardzo ciekawe pytania, niekiedy kontrowersyjne, przez co zajęcia nabierają kolorytu.
Sztuka wystąpień publicznych/komunikacja interpersonalna. Łączę te dwa przedmioty, bo są zbliżone do siebie zakresem tematycznym i łączy ich wykładowca, ponieważ prowadzi je jedna i ta sama osoba. Co ciekawe, to sztuka wystąpień publicznych uzupełniana jest komunikacją interpersonalną, a komunikacja uzupełniana jest sztuką wystąpień publicznych. Powiedziałbym, że sztuka wystąpień to praktyka, a komunikacja interpersonalna to taka teoria. Wbrew pozorom, zajęcia są ciekawe i powiem Wam, że teraz sam analizuję komunikowanie się innych osób ze mną. Analizuję ich mowę niewerbalną i to działa.
Nie będę skupiać się na takim przedmiocie jak Ochrona własności intelektualnej, no bo to teoria, którą trzeba opanować, zaliczyć i tyle. Nic nadzwyczajnego. To taki zapychacz trochę, nie wiem na ile potrzebny, no ale skoro jest, to widocznie musi być. No nic, zaliczę go i po kłopocie. Podobnie jest z przedmiotem takim jak BHP i ergonomia. Ten przedmiot jest raczej na wszystkich uczelniach na pierwszym roku. Do przejścia.
Na koniec zostawiłem sobie drugi język obcy, jak już wyżej napisałem, jest to język hiszpański. Z językiem tym mam styczność od stycznia, więc jest mi zdecydowanie łatwiej na lektoracie. Zagadnienia są mi znane, więc zawsze jestem ten jeden temat do przodu. Uczymy się z podręcznika, który zawsze chciałem włączyć do mojej nauki. Pracujemy na „Nuevo español en marcha 1”. Praca pod kierunkiem nauczyciela z tym podręcznikiem jest wymagana jednak. To nie jest moim zdaniem podręcznik do samodzielnej nauki. Choć umiejętne podejście do niego też jest wymagane. Z materiałem lecimy jak szaleni, moim zdaniem trochę za szybko nawet, bo w języku jednak pewne kwestie powinny zostać przećwiczone. No ale jak napisałem także wyżej, studia filologiczne, to także sporo pracy własnej. W hiszpański wkładam całe serce z pewną pomocą, za którą jestem bardzo wdzięczny.
Podsumowując tych kilka zjazdów, jestem bardzo zadowolony z tych studiów. Jestem zadowolony z materiału, jaki już przyswoiłem, czasami mam jeszcze wrażenie, że nieświadomie. Zaczynam patrzeć na pewne kwestie zupełnie inaczej, bardziej analitycznie, zauważam pewne niuanse w języku, których kiedyś mnie nie nauczono, bo po prostu nie było potrzeby akademickiego spojrzenia na te sprawy. Nie żałuję decyzji o studiach właśnie we Wszechnicy Polskiej. Pewnie gdybym poszedł na inną uczelnię, poznałbym innych ludzi, także pewnie fajnych i wartościowych. Nie poznałbym jednak takich fajnych, jak tych z mojego roku.
Jeśli myślisz o studiach filologicznych, to nie zastanawiaj się i po prostu spróbuj. Przekonaj się na własnej skórze. Nie patrz na opinię innych. Spróbuj. Najwyżej uznasz, że nie warto było. A co, jeśli czeka Cię najlepsza przygoda życia?
2 thoughts on “Moje zdanie na temat studiów we Wszechnicy Polskiej.”