W pierwszej części moich włoskich przygód pisałem o Wiecznym Mieście, o Rzymie. Po upalnym rzymskim słońcu przyszedł czas na nowe miasto. Tym razem czekała na nas Florencja. Miasto, w którym dzieł sztuki jest tyle ile włosów na głowie, piękne kościoły, place i dom Dantego. Zacznę jednak od początku.
Florencja
Pociąg z Rzymu wyjeżdżał dość wcześnie, bo już o godzinie 6:05. Na szczęście nocleg w Rzymie był bardzo blisko Termini, tak więc nie trzeba było zrywać się o 4 rano, żeby zdążyć na transport. Po mniej więcej godzinie drogi dostaliśmy pewną wiadomość. Powiem szczerze, że takiej wiadomości nie życzę najgorszemu wrogowi. Okazało się, że właściciel apartamentu anulował naszą rezerwację, tłumacząc się tym, że jest awaria wody w apartamencie i nie może nas przyjąć. Nie muszę chyba mówić, jak wszyscy byliśmy zdenerwowani, żeby nie napisać gorzej. Postanowiliśmy jednak poczekać, pójść na miejsce i zobaczyć, o co właściwie chodzi.
Po ok. prawie 30 minutach dreptania przez poranną Florencję dotarliśmy na miejsce. Niestety spełnił się nasz najczarniejszy sen. Apartament zamknięty, nikogo nie ma, a my nie wiemy co robić i przede wszystkim nie mamy gdzie spać. Po wykonaniu kilku telefonów właściciel powiedział, że w zasadzie to on nam pomóc nie może, kasa za apartament została nam oddana oraz mamy zgłosić się do innego hotelu, który on nam proponuje. Uznaliśmy więc, że w nowym miejscu o wszystkim wiedzą, pójdziemy tam i będzie po sprawie. Walizki w dłonie i w drogę.
Wskazany hotel okazał się na drugim końcu miasta. Po wejściu na recepcję dowiedzieliśmy się, że w zasadzie to oni nic nie wiedzą, to zupełnie inny hotel, niemający nic wspólnego z naszym poprzednim miejscem noclegowym i w dodatku jest w wyższym standardzie niż to, co mięliśmy zarezerwowane poprzednio. Co za tym idzie, jeśli chcemy zostać, musimy dopłacić. W sumie to zapłacić. Po wyliczeniu pani pokazała nam kalkulator z kwotą. Mh…jedyne 400 euro. Kolejne więc poruszenie w naszej grupie, co robić, co załatwić. Po wykonaniu kilkunastu telefonów przez naszego Szefa grupy mogliśmy w końcu zostać w nowym miejscu. Owszem, 400 euro zapłaciliśmy, ale w sumie wyszliśmy na zero, ponieważ jakoś tak to zostało załatwione, że ktoś coś odda, ktoś coś wyrówna i summa summarum my wyszliśmy na zero. Ogólnie sprawa została pozytywnie dla nas załatwiona. Niestety okazało się, że to wcale nie woda była przyczyną anulowania naszej rezerwacji. We Florencji odbywał się koncert Radiohead i pan od apartamentu postanowił zarobić więcej, sprzedając apartament o wiele wyżej, niż my mu zapłaciliśmy. Taka sytuacja.
Co prawda wcześniej mieliśmy mieć 3 pokoje dwuosobowe, a tu dostaliśmy jeden dla wszystkich, to i tak byliśmy szczęśliwi, że mamy gdzie spać. Odświeżeni, wyszliśmy z wielkim opóźnieniem na miasto na zwiedzanie. Tłumy we Florencji niemiłosierne. Co się dziwić. W końcu to Florencja. Miasto, które niestety nie zachwyciło mnie tak jak Rzym. Owszem, miasto przepiękne, miasto sztuki i wyższej kultury. Miasto przebogate w historię. Jakoś nie poczułem tego miejsca. Może trochę był to wynik porannych zawirowań. Nie wiem.
Katedra Santa Maria del Fiore, Baptysterium Jana Chrzciciela, Galeria Uffizi, Palazzo Vecchio, Pałac Pitti, Piazza Della Repubblica i Ponte Vecchio. Między innymi te zabytkowe miejsca zwiedziliśmy. Nie byliśmy w środku Galerii Uffizi i powiem szczerze, że jakoś specjalnie nie żałuję. Może według wielu z Was teraz bluźnię, ale jakoś nie ciągnęło mnie do środka. Owszem, nie mówię, że nigdy tak już nie będę, ale na ten moment jakoś po prostu chyba nie czuję potrzeby. Nie zmienia faktu, że rzeźby przed Galerią, robią wrażenie.
Florencja to miasto, w którym spróbowałem pierwszy raz włoskich lodów. Były bardzo smaczne, ale czy urywały…no wiecie co, to nie powiedziałbym. Porównywalne można znaleźć w Polsce. Zaskoczyła nas obsługa tej cukierni-lodziarni. Przesympatyczny właściciel i (chyba) jego córka. Zapytał, skąd jesteśmy i jak usłyszał, że z Polski to od razu podchwycił temat i zaczął rozmawiać z nami o drużynach sportowych, które zna z Polski. Naprawdę to było bardzo miłe, a sam Włoch przesympatyczny i przemiły.
Najciekawsza sytuacja z Florencji, jaką zapamiętamy na długo to wizyta w pewnej restauracji, w której pragnęliśmy się trochę schłodzić i ożywić, bo pogoda nas rozpieszczała aż za bardzo. Obsługiwała nas pewna młoda, piękna dziewczyna, ciemne włosy, ciemna skóra. Już na pierwszy rzut oka widać, że nie była rdzenną Włoszką. Oczywiście kompletnie nam to nie przeszkadzało. Poza tym mówiła pięknie po włosku, była przesympatyczna. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy okazało się, że przynosząc nam zamówione zimne piwo, stawia na stole i mówi do nas z uśmiechem oraz poprawną polszczyzną „proszę”. Okazało się, że Yana (bo tak ma na imię), pochodzi z…Białorusi. W życiu nie wpadlibyśmy na to. Oczywiście uznaliśmy, że rozumie język polski i na wszelki wypadek ściszyliśmy nasz głos.
Największą atrakcją dla mnie było znaleźć się w miejscu, w którym mieszkał Dante Alighieri. Ten jeden z najważniejszych włoskich pisarzy, twórca „Boskiej Komedii”, urodził się we Florencji. Jego zaangażowanie polityczne poskutkowało wygnaniem z Florencji. Opuścił ją na zawsze, ale nadal to miasto wiąże się z Dantem. Dom Dantego to jedno z tych miejsc we Włoszech, o których marzyłem, by stanąć przed nimi choć na chwilę. Marzenia się spełniają. Oto ja maluczki człowiek z Polski, stoję przed domem Twórcy „Boskiej Komedii”. Ciekawostką jest to, że jest na placu przed domem pewna płyta. Kiedy poleje się ją wodą, naszym oczom ukazuje się głowa samego poety. Niestety, obok tej płyty kręciła się kobieta, która za wrzucenie pieniążka do kubeczka, polewała wodą płytę, przez co spokojnie nie można było zrobić foto. Oczywiście ta atrakcja jest bezpłatna.
Podobnie jak w Rzymie, Florencja bogata jest w przepiękne, malownicze uliczki, którymi można chodzić, chodzić i nie ma się dość.
Podsumowując florenckie zwiedzanie, mogę powiedzieć, że ogółem byłem zadowolony. Jak napisałem jednak na początku, nie zakochałem się w tym mieście, nawet chyba nie zauroczyłem. Na ten moment, traktuję to miasto jako „przyjechać – zwiedzić – wyjechać – nie wrócić – ewentualnie wrócić kiedyś tak”. Chcę być z Wami bardzo szczery, jeśli chodzi o moje odczucia co do miejsc we Włoszech, które odwiedziłem po praz pierwszy.
cdn.
0 thoughts on “Włoskie wakacje #Firenze”